Przed nami kolejne niewiadome. Nikt nie potrafi przewidzieć, jak w obecnej sytuacji zachowają się Chiny wobec Zachodu i Tajwanu, który jest bardzo ważnym centrum produkcji półprzewodników. Zaostrzenie stosunków z Chinami może doprowadzić do kolejnych braków: elektroniki, ale także tworzyw sztucznych, komponentów wykonywanych z metalu itd.
Takie ryzyko jest realne i zdaje się, że biorą je pod uwagę zarówno rządy państw (m.in. USA, Niemiec, Francji), jak i zarządzający firmami z branży motoryzacyjnej, lotniczej, kolejowej, morskiej, elektrycznej i elektronicznej. Nie ma zbyt wielu sposobów zapobiegania zakłóceniom dostaw z Chin i Tajwanu. W grę wchodzi przede wszystkim przeniesienie, a właściwie powrót strategicznie ważnej produkcji do Europy i USA. Słynące z niskich kosztów wytwarzania państwa Dalekiego Wschodu znajdują się w orbicie wpływów Chin i nie można zakładać, że prowadzenie przez nie konfrontacyjnej polityki w kierunku zachodnim pozostanie bez wpływu na lokalne stosunki gospodarcze.
Odtworzenie zdolności do produkcji długich serii bardzo precyzyjnych półprzewodników na Zachodzie jest możliwe, ale będzie czasochłonne i kosztowne. Budowa fabryk, wyposażenie ich w niesłychanie precyzyjne urządzenia i wyszkolenie personelu to przedsięwzięcie na długie lata. Raz uruchomionego zakładu nie da się zatrzymać bez konsekwencji. Żeby inwestycja miała sens i mogła się zwrócić, półprzewodniki będą musiały być produkowane stale. Ich wycena będzie bazowała na europejskich kosztach pracy, energii elektrycznej i utylizacji odpadów, co oznacza, że cena produkcji wzrośnie. Będziemy więc mieli komponenty łatwiej dostępne, wysokiej jakości i nieobarczone ryzykiem przerwania dostaw, ale droższe.
Nie sposób przewidzieć, w jaki sposób ta mieszanka zmian wpłynie na nasze życie w ogóle, a na ceny, dostępność i model używania samochodów w szczególności. Przemysł europejski w znacznej mierze bazuje na przemyśle motoryzacyjnym. Spadki produkcji i sprzedaży odczują wszyscy: dostawcy surowców, podwykonawcy, dystrybutorzy. To pewne. Z drugiej strony nie można w nieskończoność podnosić cen nowych samochodów, bo w niepewnych czasach naznaczonych inflacją (a w przypadku Polski także różnicami kursowymi euro w stosunku do złotego) szybko wyczerpią się portfele klientów. Tym bardziej że w perspektywie mamy zimę, problemy z dostępem do kopalnych surowców energetycznych, ograniczenia w handlu z Rosją i wzrost cen energii elektrycznej.
Szczególnie niebezpieczny jest dalszy wzrost cen surowców – pochodnych ropy naftowej i gazu ziemnego oraz energii elektrycznej. Droższy prąd to droższa produkcja i jeszcze wyższe ceny i coraz ubożsi klienci, którzy większą część swoich dochodów będą przeznaczali na zasilanie, ogrzewanie i oświetlenie domów. Być może ten na pierwszy rzut oka dość skomplikowany i nieciekawy zbieg okoliczności doprowadzi do nagłego, pozytywnego zwrotu sytuacji. Oby stało się to jak najszybciej.
Fot. Getty Images
Napisz komentarz: